Bodzio K. pisze:
Dzisiaj bezpieczeństwo każdego kraju rozgrywa się także poza jego granicami. Bezpieczeństwo naszego kraju zależne jest od spójności i wiarygodności Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ponieważ Sojusz patronuje tej misji i uznawana jest ona za główny test jego sprawności, jest w naszym narodowym interesie, aby w niej uczestniczyć i nie pozwolić, aby zakończyła się porażką.
Czyt. "Ktoś z kim walczymy w Afganistanie nam zagraża, ok, właściwie to wcale nam nie zagraża ale weszliśmy w sojusz z USA wypinając się jednocześnie na resztę świata, jeżeli nie wywiążemy się z oczekiwań USA w st. do nas to Ameryka wypnie się na nas, a my zostaniemy sami jak te sieroty."
Bodzio K. pisze:
– Przez ostatnie lata nie rozmawiano z umiarkowanymi środowiskami talibów. Nowa administracja amerykańska widzi ten problem inaczej. Zwłaszcza po ostatnich wyborach w Afganistanie wydaje się, że możliwe jest rozpoczęcie takich rozmów.
Czyt. "Przez ostatnie lata strzelaliśmy z armaty do komara, obecnie zaczynamy się poważnie zastanawiać nad zastosowaniem repelentu."
Bodzio K. pisze:
– Zastosujemy tam identyczne kryteria jak przed zakończeniem naszej operacji w Iraku. Chodzi o stabilizację lokalnej administracji i zapewnienie jej efektywnej kontroli nad terytorium prowincji oraz osiągnięcie odpowiedniej sprawności przez miejscowe oddziały wojska i policji. Te kryteria zadecydowały, że w 2007 r. podjęliśmy decyzję o wycofaniu naszych wojsk z Iraku. Jestem przekonany, że te mierniki będą stosowane również podczas dyskusji na temat tego, kiedy możemy opuścić prowincję Ghazni w Afganistanie.
Czyt. "Zastosujemy starą dobrą strategię znaną już z Korei, Wietnamu i Iraku, a mianowicie pojedziemy tam, powalczymy, w wielkiej chwale stracimy parenaście/paredziesiąt tysięcy ludzi, spróbujemy ustanowić marionetkowy rząd, jeszcze trochę pokłócimy miejscowych między sobą, a kiedy ci ostatni stwierdzą że już nas nie chcą i nasze działania staną się bezowocne, wycofamy się na z góry upatrzone pozycje".
Bodzio K. pisze:
W prowincji Ghazni dominuje żywioł pasztuński, bardziej krytyczny, a czasem wręcz wrogo nastawiony do obecności sił NATO w Afganistanie. Wiele działań terrorystycznych wobec naszych żołnierzy ma na celu zniszczenie pozytywnych relacji zbudowanych przez naszych żołnierzy z przywódcami, bądź też z całymi lokalnymi społecznościami. Staramy się tę wrogość zmniejszać przez pomoc rozwojową, skierowaną do miejscowej ludności, budowę dróg, mostów, infrastruktury.
Czyt. "W prowincji Gazni i całej reszcie kraju dominuje grupa etniczna, jaką są Pasztuni. No więc ci Pasztuni nie przepadają za nami, właściwie to nas nie lubią. Wielu z nich nie starczy że opłacamy ich przywódców, więc mimo tego do nas strzelają i podkładają pod nas IED. My z kolei staramy się zamydlić im oczy, budując szpitale w których leczy się część osób rannych na skutek naszych działań, oraz naprawiając część z tego co już zbombardowaliśmy. Czasem przerżniemy kogoś na pół serią z KM'u, ale nawet wtedy oferujemy mu plaster samoprzylepny. Nie wiedzieć czemu jakoś nam nie idzie.
Swoją drogą, jak można zdefiniować "atak terrorystyczny na siły zbrojne w gotowości bojowej, operujące bądź stacjonujące na obszarach objętych wojną"?
Przypomina mi się rozmowa Eliott'a i Deidranny:
Eliott:"Wasza wysokość, rebelianci przechwycili północno-zachodnią bazę rakietową".
Deidranna:"Jak to "zajęli bazę rakietową"?"
Eliott:"Najwidoczniej wzięli naszych z zaskoczenia."
Deidranna:"Wzięli z zaskoczenia? Co oni tam robią? Śpią? To jest cholerna wojna Eliott!"