|
Plutonowy |
|
-
Posty:
175
-
Dołączył:
09.05.2009
|
Hanti pisze: kiepska, odziedziczona po Układzie Warszawskim rzeczywistość
Hanti pisze: Jeżeli komuszego pułkownika, dowódcę pułku Właśnie wtedy, za "komuny", Polskie Wojsko miało jakąś wartość. A na stanowiskach dowodzenia ludzie, którzy idą systemem NATOwskim kompletnie sobie nie radzą. Widziałem to na własne oczy. Na siłę zmusza się do przechodzenia na emeryturę specjalistów, którzy się szkolili w ZSRR (np. w Akademii Moskiewskiej, uważaną za czołówkę Świata pod tym względem) i w wojsku są od wielu, wielu lat. Na ich miejsce trafiają "specjaliści", szkoleni w Polsce, albo w innych krajach NATO, wypchnięci na siłę przez obecne władze, którzy nie potrafią NIC. Znają teorię, owszem, ale nie potrafią np. określić właściwie koordynatów artylerii narzutowej (narzucanie min), albo wyprowadzić batalionu czołgów do natarcia. Wiem o czym mówię, widziałem to na własne oczy. Nie znają sprzętu i jego charakterystyk. To ci starsi, doświadczeni ludzie, których się już nie awansuje (bo nie ma podobno perspektyw) muszą podpowiadać im, co należy zrobić. Mam punkt odniesienia, jestem z Rosji i widziałem w akcji jednostki Rosyjskie. Nie ma porównania. Poza tym problemem Polskiej armii jest to, że jest zbyt wielu oficerów, za mało szeregowych. Przy obecnych wyliczeniach wygląda to tak, że podpułkownicy musieliby iść do boju z bronią w ręku. Na strzelnicy Polscy oficerowie uzyskują gorsze wyniki niż harcerze (też widziałem), poza tym mieliśmy wspólny wf, z którego zrezygnowali z grania z nami w siatkę po 20 minutach, oddychając rękawami. Uzbierało się sporo rzeczy. Żeby wyszkolić oficera, potrzebne są lata, masa sprzętu i pieniędzy. I takich oficerów trzeba cenić. Stalin kiedyś mordując tych najlepszych doprowadził do tego, że Niemcy zaszli pod Moskwę. Kapitan, mający 25 lat, nie umiejący strzelać i biegać, to jest katastrofa. Oficer musi być lepszy od żołnierza, żeby wprowadzić jakikolwiek posłuch.Hanti pisze: Albo można zrealizować amerykański pomysł Gwardii Narodowej: oddziałów, które są cywilne, ale ćwiczą co pewien czas i podpisują kontrakt, że w razie W, zgadzają się służyć jak zawodowa armia. Był pomysł, bazowany właśnie na Gwardii Narodowej. Wyszły z tego jednostki Obrony Terytorialnej. Zazwyczaj byli to ludzie, którzy się obijali, nic nie umieli i po prostu nie miano sumienia wyrzucić ich z wojska. Po drugie, byli "przypisani" do województw. Jeśli byłby problem w woj. mazowieckim to nie dałoby się sprowadzić tych z zachodniopomorskiego, bo zabraniały tego regulacje prawne. Z pomysłu się wycofano, zostawiając pieniądze wyrzucone na marne. Gwardia Narodowa kosztuje krocie. Ich żołnierze ćwiczą w weekendy "bawiąc się w wojsko". I w trakcie weekendu wystrzelają tyle pocisków, ile żołnierze OT nie zobaczą na oczy w ciągu całej służby. DO STRIDINGSHADOW: Masz rację. Nie o to mi chodziło. Może źle napisałem, że są wysyłani. Zgłaszają się. I nie korzystano by z nich, gdyby nie ostra potrzeba.
To, co się teraz stało, to uzawodowienie armii na siłę. Mądrzej by było wprowadzać to stopniowo i uzawodowić część armii. Do specjalistycznego sprzętu - rzecz jasna - zawodowcy. Ale np. obsługi rakiety przeciwlotniczej "Strzała" można nauczyć się w 10 minut. Polska posiada zapasy radzieckiego sprzętu, był on przeznaczony dla poborowych. Jest tani i prosty.
|
|