Kapral |
|
-
Posty:
42
-
Dołączył:
05.06.2008
-
Skąd:
Środa Wlkp.
|
Na wstępie od razu zaznaczę, że nie dałem rady przeczytać wszystkiego, więc jeśli poruszony przeze mnie temat już się pojawił, z góry przepraszam. Obiecuję też nadrobić zaległości w lekturze postów. Zastanawia mnie jedna rzecz. Wszyscy generalnie zgadzamy się, że armia powinna być zawodowa. Jeśli jednak spojrzeć na to, co wydarzyło się po Nangar Khel (nie jestem pewien jak poprawnie zapisać tę nazwę), człowiek zaczyna się zastanawiać. Siedmiu żołnierzy, którzy wykonywali rozkazy przełożonych staje przed sądem - sześciu grozi dożywocie za ludobójstwo, jednemu 25 lat. Toż to jakiś absurd! Wraz z całym kontyngentem zostali wysłani do kraju ogarniętego wojną, więc de facto biorą w niej udział. Nawet, jeśli byłoby prawdą, iż umyślnie ostrzelali cywilny obiekt (a co jest wysoko wątpliwe, biorąc pod uwagę mataczenie przełożonych), należałoby tę sprawę załatwić po cichu. i uczciwie dojść do prawdy, a nie szukać kozłów ofiarnych i robić pokazówki dla tvn-u oraz reszty mediów. Sprawa śmierdzi. Zresztą, nie bawiąc się w szczególnie głęboką analizę (bo trochę za późno na to a chcę, byście dobrze zrozumieli o co mi chodzi), żołnierz wykonuje rozkazy i działa w warunkach silnego stresu - nie wiem, co bym zrobił, gdybym się dowiedział, że ostrzelali mi kumpli z innego plutonu. Żołnierz nie ma prawa odmówić wykonania rozkazu pod groźbą sądu polowego, a nawet kuli w łeb. Za wszelkie wybryki żołnierzy odpowiadają ich przełożeni. W tym wypadku ludzie, którzy postanowili wysłać ich na wojnę. Wojnę, której jakoś nie mogę wpisać w polski interes narodowy. Skoro więc chcemy procesu odpowiedzialnych za tzw. "masakrę w Nangar Khel", przed sądem stanąć powinni posłowie oraz rząd, który naszych chłopaków wysłał do Afganistanu. No i oczywiście zwierzchnik sił zbrojnych, którym jest głowa państwa. Rozpisałem się o tym celowo, by podkreślić pointę. Otóż sprawa z zawodostwem wygląda następująco: jeśli chcesz dostać przedłużenie kontraktu, musisz wyjechać na misję. Mam kumpla, który przez pięć lat służył w woju. Był zawodowym. Dwa razy odmówił wyjazdu na misję. Za trzecim dostał wybór: albo pojedzie, albo odejdzie. Odszedł. Uważam, że dobrze zrobił. Dlaczego? Ponieważ przez tę akcję w mediach i oskarżenie ludzi wypełniających rozkazy (a nie wydających), rozpieprzono sprawność bojową naszego kontyngentu. Jak oni mają cokolwiek zrobić, jeśli będą bać się używać broni? Ilu kiedyś nie strzeli, by nie dostać podobnych zarzutów i w rezultacie zginie? Ciekawi mnie, czy panowie z telewizji pomyśleli o tym, goniąc za kolejną sensacją i niszcząc życie ludziom, którzy może nie są święci, ale którzy w przeciwieństwie do tych pismaków ryzykowali życie. Na zakończenie dodam tylko, że sam myślałem o wstąpieniu do wojska. Mam wyższe wykształcenie, znam biegle dwa języki, jestem sprawny i z tego co wiem w armii brakuje kadr. Jednak po tym, co się stało, zrezygnowałem. Nie chcę stanąć przed sądem za robienie tego, czego się ode mnie wymaga, albo zginąć w imię interesu obcego państwa, które nie dość, że sprzedaje nam syfne myśliwce, to jeszcze każe bulić za wizę. Bardzo ciekawe, ilu potencjalnych ochotników straciła armia po tej telewizyjnej szopce.
Z wyrazami szacunku
PS. Trochę mnie na końcu poniosły emocje, dlatego, jeśli ktoś poczuł się urażony moją wypowiedzią, bardzo przepraszam. Uznałem jednak za stosowne przedstawić swój punkt widzenia i opinię na temat przyszłości zawodowego żołnierza. Jako że jest to forum dyskusyjne, myślę, że nikt się na mnie nie obrazi.
Jeszcze raz pozdrawiam maras11
|
|