|
Sierżant |
|
-
Posty:
260
-
Dołączył:
13.11.2009
|
Wydaje mi się że nie rozumiecie istoty sprawy o co z tym Wall Street chodzi, może trochę pomogę ;p
Pierwsza kwestia to zrozumienie zasad kreacji dzisiejszego pieniądza, który to nie bierze się z pomnażania kapitału ale jest kreowany z długu. Dawno temu (przed 15 wiekiem) pieniądz był złotą monetą i miał rzeczywiście materialną wartość (wartość kruszcu). Kredyt z odsetkami (lichwa), czy spekulacja pieniądzem było zabroniona karą śmierci (aby nie dopuścić do zmonopolizowania posiadania wszystkich pieniędzy na rynku). Wszystko działało w miarę dobrze, ale obrót materialnym złotem był nieco ryzykowny i mało wygodny. Każdy kto chodził z pełną sakiewką mógł się spodziewać że dostanie dla niej w łeb od bandytów (zostanie okradziony), a poza tym złoto było ciężkie i jako takie niewygodne w obiegu. Aby temu przeciwdziałać pojawił się wynalazek w postaci skrytki bankowej i parytetu złota. Bank przechowa ciężkie i ryzykowne w obrocie złote dukaty, zobowiązując się je wydać na żądanie (oczywiście za okazaniem papierowego dokumentu). Było to wygodne i ludzie przestali się przy transakcjach wymieniać samym złotem a zaczęli płacić tymi papierowymi 'dukatami', jednakże, zawsze mogli iść z papierkiem do banku aby podjąć swoje złote aktywa. Ludzie mieli wygodę, a bank mógł kumulować złoto i z czasem zaczął je pożyczać (na %), ale tylko do wartości lokaty którą posiadał. Era kolonizacji i wielkie, zamorskie inwestycję przyniosły małą zmianę w prawie funkcjonowaniu banków (ustalanych przez monarchów), i teraz bank mógł pożyczyć (na %) trochę więcej niż sam posiadał, ale nie więcej niż jakieś 2 dukaty na 1 dukata którego fizycznie miał w skarbcu. Dzisiaj...
ludzie myślą że pieniądze które pojawiają się w obiegu tworzone są przez jakiś bank centralny i są w pełni ekwiwalentem jakiegoś kapitału którym dysponuje państwo/bank, a tymczasem pieniądz fizycznie wchodzi do obiegu tylko za pomocą długu który ktoś zaciąga w banku (i to może być klient indywidualny, korporacja, inny bank, lub nawet całe państwo). Ludziom wydaje się że biorąc kredyt dostają pieniądze którymi bank dysponuje choćby z lokat innych ludzi, lub przynajmniej bank ma jakieś rezerwy na pokrycie udzielanej pożyczki, cóż, dziś to nie do końca prawda. Bank praktycznie rzecz biorąc kreuje pieniądz po prostu z znikąd, emituje go wtedy (i tylko wtedy) kiedy udziela komuś kredytu, gdzie proporcja wartości udzielanego kredytu (pasywa) do własnych rezerw (aktywa) może być jak 10:1 (przypadek USA), co oznacza, że w praktyce z każdego dolara które rzeczywiście posiada bank (czyli jego aktywa) może stworzyć następne 10 dolców (lub nawet dowolnie więcej jeśli tworzy dług bezgotówkowy, prosto na koncie bankowym). Tak czy siak, pieniądz pożyczony dostaje się do obiegu jako pieniądz który jeszcze nie istnieje, zaś sam pożyczkobiorca zobowiązuje się spłacić 'puste' pieniądze które zostały dla niego utworze realną wartością (pracą) + odsetki, których na rynku jeszcze nie ma. Wadą takiego systemu jest to, że generalnie nie ma na świecie takiej ilości kasy aby wszyscy mogli spłacić swoje pożyczki z odsetkami. Przynajmniej w normalniej sytuacji, tzn. takiej gdzie państwo, za pomocą banku narodowego, któremu podlegają wszystkie banki w danym kraju (mają tam swoje konta), dąży do tego, aby ilość pieniądza w obiegu i tego kreowanego przez banki bezgotówkowo czy też gotówkowo (a tylko emitowanego przez mennice) w stosunku do produktu krajowego brutto była w miarę proporcjonalna, co oznacza ni mniej ni więcej, tylko delikatną równowagę stopy procentowej do inflacji. Stopa procentowa (u nas ustalana przez NBP) pozwala bankom na ustalenie minimalnego oprocentowania od kredytów (gdzie oprocentowanie maksymalne reguluje tylko konkurencja rynkowa), i mówi jak dużo więcej jest potrzebnych pieniędzy w obiegu dla funkcjonowania gospodarki, która zwykle potrzebuje stałego, proporcjonalnie większego dopływu pieniędzy aby się rozwijać. Z drugiej strony, niekontrolowany dopływ pieniędzy powoduje inflację czyli realny spadek PKB (zmniejsza się możliwość konsumpcji) oraz jeszcze większe zapotrzebowanie na pieniądze (dalszy kredyt bankowy) na pokrycie spłaty zaciągniętych kredytów i odsetek, których wartość już w samej gospodarce rośnie o % inflacji (większa inflacja potrzebuje większej ilości pieniędzy dla nabycia jakiegoś realnego dobra). Po prostu inflacja jest dodatkowym oprocentowaniem od kredytu który redukuje wartość pieniędzy na rynku. Państwo dla dobra całego systemu i gospodarki dąży przede wszystkim do jednego, minimalnej inflacji i maksymalnych stóp procentowych i dlatego stopy kredytowe muszą być większe od inflacji (obecnie w PL minimalna stopa kr. to 4,5% a inflacja 3,0%), zaś sama różnica między stopą kredytową a inflacją mówi o przyroście PKB, czyli o tym jak dużo kredytów zostało spłaconych, zaś inflacja generalnie mówi jak dużo kredytów jest bez pokrycia na rynku, ale... tu jedna ważna uwaga: wszystkie te procenty to procenty w stosunku do ubiegłego roku a nie jakiegoś punku zero 300 lat temu. Jeśli dajmy na to w ciągu ostatnich 10 lat notujemy inflację na poziomie 3% to znaczy że przez 10 lat ilość niemożliwych do spłaty kredytów realnie wzrósł o ~35% ! Zaś warunkiem działania tego systemu jest ciągła, nieprzerwana hossa kredytowa (dopływ pieniądza do obiegu w skali przyrostu geometrycznego), aby nadążać ze spłatą kredytu wraz z odsetkami. W takiej gospodarce społeczeństwo musi wciąż i coraz więcej pożyczać (kreować pieniądz), a potem coraz więcej produkować (spłacać kredyty) i konsumować (zwracać pieniądz do obiegu potrzebnych innym). A teraz najlepsze:
Państwo (przez bank narodowy) jako takie ma możliwość pożyczyć pieniądze od siebie samego, tzn. w zasadzie od nas samych, od społeczeństwa, które będzie spłacać te długi + odsetki. Generalnie robi to w dwóch sytuacjach, wtedy kiedy samo, lub obywatele sami z siebie za dużo od banków pożyczyli a w gospodarce brakuje pieniędzy na obsługę długu (za silna waluta), lub kiedy kreuje dług narodowy bo nie jest w stanie zbilansować budżetu (wg. specyfikacji modelu gospodarki). Jednakże każda pożyczka zwiększa inflację, więc aby ją zmniejszyć państwo musi użyć innego instrumentu aby wycofać pieniądze z obiegu... tak, tu wchodzą podatki, u nas 65% (łącznie z pośrednimi) ;p Są nie tyle potrzebne do finansowania państwa co ważne dla funkcjonowania samej gospodarki, tylko nasuwa się małe ale... czujecie tą realną stopę podatkową 65% przy 1,5% wzrostu PKB ?! Ale to jeszcze nic, bo prawdziwą zmorą jest dług publiczny, czyli suma pieniędzy które państwo w naszym imieniu pożyczyło aby domknąć roczny budżet. W makroekonomii przyjmuję się że granicą bankructwa państwa jest pewna proporcja między produktem krajowym brutto a długiem publicznym i teoretycznie aby nie popaść w dług niemożliwy do spłaty państwo nie może przekroczyć granicy 60%, cóż obecnie w PL wynosi już 54% (za rządów PO dług publiczny znacznie wzrósł), zaś w USA 130%.
Tu wrócę pomału do WallStreet. W latach '30 uw. po 1WŚ gospodarka USA wyszła z wielkim długiem narodowym (obligacje wojenne) i jeszcze tuż przed wielkim kryzysem państwo planowano przywrócić parytet waluty (obietnicę wymienności pieniądza papierowego na kruszec), ale tym razem w srebrze (którego w naturze jest więcej), gdzie kontrolę nad emisją miałby Bank Rezerw Federalnych podlegający kongresowi. Jednakże wybuch im kryzys i państwo musiało ogłosić bankructwo, którego pokryciem zajęły się banki prywatne (zbierające swoje fortuny od czasów kolonialnych, poprzez erę uprzemysłowienia i wydobycia ropy, kończąc na nieodległych czasach prywatnych firm zbrojeniowych). Spłatą długu zajęły się więc prywatne fortuny dosłownie kilku ludzi, którzy w zamian za całkowitą, finansową autonomię (od rządu) stworzyły Bank Rezerw Federalnych, który Federalny (państwowy) jest tylko w nazwie. W USA jest 12 takich banków, które nie podlegają rządowi i same kreują pieniądz, w tym jeden z nich na Wall Street. A nadążacie co można takim bankiem robić ? To tak jakbym ja sobie mennicę otworzył i emitował złotówki w miarę potrzeb na wydatki, zaś spłatę (odsetek) obciążył społeczeństwo, które to za mnie odpracuje
I dlatego od tamtego czasu dług publiczny w stanach szedł tylko w górę: 2WŚ, zimna wojna (i dalsze wydatki na zbrojeniówkę które ekonomicznie rozłożyły same ZSRR), i gdzie końca tego nie widać, bo i dziś USA na armię przeznacza ponad połowę swojego PKB (gdzie w PL jest to w granicach 5%), zaś np. Obama na sam początek swojej prezydentury pożyczył (w kongresie za pomocą aktu) w imieniu państwa jakieś 12 bilionów $.
I co, robi się śmiesznie ? ;p ... bo paru studentów, młodych, krytycznie na to patrzących ludzi blokuje giełdę która służy do spekulacji cenami dobór, usług, bo blokuje miejsce gdzie tworzy się lub niszczy popyt na konsumpcję (zatrudnienie), a kapitał jest transferowany po świecie w pogoni za tańszymi kosztami pracy ?
_________________ kogo by tu jeszcze sprać, no kogo... ? - Wojmił (brat księcia Mirmiła)
|
|