Stridingshadow pisze:
Mój kumpel w liceum postawił sobie za punkt honoru walenie z piąchy w każdą napotkaną ścianę.
Ciężko nie przyznać racji, że to szczytny cel, jednak wszystko ma swoją cenę.
Ciężko nie przyznać racji, że to szczytny cel, jednak wszystko ma swoją cenę.
Też znalem takiego jednego. Paradoksalnie nic mu się nie stało od walenia w ściany itp. Kiedy znalazł się w kryzysowej sytuacji na ulicy to na twarzy delikwenta połamał x kości śródręcza . Widać źle trafił.
Jaahquubel pisze:
"Kolega kolegi" założył się z innym kolegą który z nich przejedzie rowerem więcej kilometrów na rowerze. Koło września jakoś dostał od lekarza bana na rower do końca roku, "a potem zobaczymy".
Pewnie zakładali się nie mając do czynienia z bicyklami od ostatniej reinkarnacji . Ja osobiście jak wsiadam na rower to właściwie sam jedzie i nie są to czcze przechwałki. W tamtej pracy gorszy był nie wpływ na stawy kolanowe, ale raczej na serce. Mimo godziwej niekiedy zapłaty człowiek będąc u skraju sił zastanawia się właściwie po jaką cholerę on to właściwie robi. Jeżdżenie na rowerze jest zdrowe, fajne i w ogóle, ale wymaga uprzedniego przygotowania i obycia z pojazdem. No chyba że ci Twoi koledzy postanowili przejechać w jeden dzień z Przemyśla do Świnoujścia...